Każdy kto się wybiera na Nową Zelandię, na pewno nie przeoczy w podczas planowania podróży Arthur's Pass. Jest to mała wioska po środku Alp Południowych leżąca w przesmyku o tej samej nazwie, ale przede wszystkim jeden z piękniejszych parków narodowych tego kraju. Parku, gdzie dzika natura i nagie łańcuchy górskie łączą się z posępnym niebem na drugim końcu świata, gdzie również krucha skała i nieokiełznana przyroda przyczyniły się do wypadków i śmierci wielu ludzi gór. O tym właśnie miejscu, chciałbym Wam opowiedzieć.
Top Menu
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alpy Południowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alpy Południowe. Pokaż wszystkie posty
15 maja 2011
4 kwietnia 2011
Graniówka w Arthur's Pass
Ta wyprawa została zorganizowana zupełnie spontanicznie. Pewnego popołudnia znajomy znajomego Kiwi napisał do mnie z dwudniowym wyprzedzeniem, czy aby nie mam ochoty gdzieś załoić w Arthur's Pass. Chodziło tutaj o legendarną wręcz górę Mt Rolleston, o której wiele osób myśli z rozrzewnieniem, ale nie wie, czy da radę. Ja, jak zawsze, byłem na tak. Tym razem Pati zdecydowała się zostać w domu.
23 marca 2011
Lodołażenie, czyli jak zdobywaliśmy Kahutea Col
Wstaliśmy jeszcze przed świtem, w górskiej chacie znajdującej się nad urwiskiem skalnym panował jeszcze półmrok. Każdy zadałby sobie pytanie, jak w takim momencie wyślizgnąć się z ciepłego śpiwora i wyjść na ziąb. Jedynym sposobem, żeby się posilić przed długą wędrówką było zagotowanie wody na zewnątrz w kompletnych ciemnościach. Tym razem palnik na benzynę nie sprawiał większych problemów, gorąca herbata i zupka błyskawiczna były gotowe zanim całkowicie zmarzłem i zakopciłem cały garnek.
Tego dnia na śniadanie zjedliśmy z Pati trzy zupki błyskawiczne o niepokojącym smaku wołowiny. Limitowane racje żywnościowe po dwóch dniach górołażenia były dla mnie czymś zupełnie normalnym. Gdyby ktoś mnie się przedtem zapytał, czy 900 kalorii na jedenaście godzin chodzenia w trudnym terenie z obciążeniem wystarczy mężczyźnie w sile wieku, zapewne bym odpowiedział, że w żadnym wypadku. Aktualnie mam już inne zdanie na ten temat.
Tego dnia na śniadanie zjedliśmy z Pati trzy zupki błyskawiczne o niepokojącym smaku wołowiny. Limitowane racje żywnościowe po dwóch dniach górołażenia były dla mnie czymś zupełnie normalnym. Gdyby ktoś mnie się przedtem zapytał, czy 900 kalorii na jedenaście godzin chodzenia w trudnym terenie z obciążeniem wystarczy mężczyźnie w sile wieku, zapewne bym odpowiedział, że w żadnym wypadku. Aktualnie mam już inne zdanie na ten temat.
![]() |
Mt Harper o poranku |
14 marca 2011
Dolina Białej Rzeki
Góry budzą we mnie respekt. Boję się ich i wielbię. Człowiek jest wobec nich taki maleńki, nic nieznaczący. Słyszy się i czyta, że ludzie giną z miłości do nich, albo robią sobie krzywdę włażąc tam, gdzie nie powinni. Bo chodzenie po górach to nie spacer po Łazienkach Królewskich.
Ja ustaliłam barierę - idę dotąd (w m n.p.m. albo forma terenu), dokąd wędrówka/wspinaczka sprawia mi przyjemność. Jeśli natomiast nogi odmawiają posłuszeństwa (trzęsąc się niekoniecznie ze zmęczenia) a oczy unikają patrzenia w dół, oznacza to, że bariera została przekroczona. Tak, mam lęk wysokości i przestrzeni. Nie, moje uwielbienie dla gór tych barier nie pokona. Na szczęście (dla mnie) są takie miejsca gdzie można doświadczyć dzikości gór bez większych wyrzeczeń. Alpy Południowe na Nowej Zelandii są pod tym względem idealne. Nie uświadczysz tu chodnika ułożonego z większych głazów, jak to się spotyka w Tatrach. Owszem, szlaki są gdzieniegdzie lekko przedeptane, co znacznie ułatwia sprawę, zwłaszcza gdy trzeba przetrawersować między wysokimi trawami i krzakami (tzw. bush bashing). Ponadto skały poddawane są bardzo silnej erozji, dzięki czemu łatwiej znaleźć punkt "zaczepienia", z tym że warto uważać, czy ów punkt nie stanie się punktem "odpadnięcia". Najbardziej uciążliwe jest chodzenie po rumowiskach skalnych. Jeśli idzie się zboczem doliny, często mija się żleby usłane drobnymi kamieniami lub większymi głazami, które lubią usuwać się spod nóg.
Trzeba przygotować się na zamoczenie butów lub wyższych partii odzienia, bo standardowym elementem nowozelandzkiego trekkingu jest przekraczanie strumieni i potoków.
Ja ustaliłam barierę - idę dotąd (w m n.p.m. albo forma terenu), dokąd wędrówka/wspinaczka sprawia mi przyjemność. Jeśli natomiast nogi odmawiają posłuszeństwa (trzęsąc się niekoniecznie ze zmęczenia) a oczy unikają patrzenia w dół, oznacza to, że bariera została przekroczona. Tak, mam lęk wysokości i przestrzeni. Nie, moje uwielbienie dla gór tych barier nie pokona. Na szczęście (dla mnie) są takie miejsca gdzie można doświadczyć dzikości gór bez większych wyrzeczeń. Alpy Południowe na Nowej Zelandii są pod tym względem idealne. Nie uświadczysz tu chodnika ułożonego z większych głazów, jak to się spotyka w Tatrach. Owszem, szlaki są gdzieniegdzie lekko przedeptane, co znacznie ułatwia sprawę, zwłaszcza gdy trzeba przetrawersować między wysokimi trawami i krzakami (tzw. bush bashing). Ponadto skały poddawane są bardzo silnej erozji, dzięki czemu łatwiej znaleźć punkt "zaczepienia", z tym że warto uważać, czy ów punkt nie stanie się punktem "odpadnięcia". Najbardziej uciążliwe jest chodzenie po rumowiskach skalnych. Jeśli idzie się zboczem doliny, często mija się żleby usłane drobnymi kamieniami lub większymi głazami, które lubią usuwać się spod nóg.
Trzeba przygotować się na zamoczenie butów lub wyższych partii odzienia, bo standardowym elementem nowozelandzkiego trekkingu jest przekraczanie strumieni i potoków.
Sylvie i Rowan prezentują jak nie należy przechodzić przez strumień |
21 lutego 2011
Przedsięwzięto ekspedycję
Zielona, dzika, górzysta. Taką Nową Zelandię znam z filmów popularno-naukowych, czy też z publikacji podróżniczych, blogów i portali o podobnej tematyce. I taka jest w istocie. Dzika, ponieważ wytyczanie szlaków turystycznych ograniczono do minimum. Szlaki oznaczone to zazwyczaj ścieżki spacerowe, z pewnymi wyjątkami. Górzysta (piszę o Wyspie Południowej), gdyż wzdłuż zachodniego krańca wyspy rozciąga się łańcuch Alp Południowych, a tereny o wysokości powyżej 200 m n.p.m. stanowią 75% powierzchni. Tym razem to właśnie góry (te wyższe) stały się celem naszej weekendowej wyprawy.
![]() |
Dolina Waimakariri |
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)