Kartka z Podróży - bo świat jest piękny.

15 maja 2011

Górołażenie w Arthur's Pass

Każdy kto się wybiera na Nową Zelandię, na pewno nie przeoczy w podczas planowania podróży Arthur's Pass. Jest to mała wioska po środku Alp Południowych leżąca w przesmyku o tej samej nazwie, ale przede wszystkim jeden z piękniejszych parków narodowych tego kraju. Parku, gdzie dzika natura i nagie łańcuchy górskie łączą się z posępnym niebem na drugim końcu świata, gdzie również krucha skała i nieokiełznana przyroda przyczyniły się do wypadków i śmierci wielu ludzi gór. O tym właśnie miejscu, chciałbym Wam opowiedzieć.

Widok z Mt Philistine - Łukasz Kocewiak


Droga do samego serca gór wije się między pagórkami, przecina małe kamieniste strumyki, czasem zanurza się w gęstych chmurach i zawraca w najmniej spodziewanych momentach. Samotnie przemierzające niebo jastrzębie czekają na najmniejszy ruch małych stworzonek chowających się w zaroślach lub szukają łatwego łupu na suchym asfalcie w postaci padliny nieostrożnych oposów. Z czasem droga staje się bardziej stroma, a pagórki przeobrażają się w otulone lodowcami szczyty z ostrymi graniami. To znak, że jesteśmy na miejscu.

Wszędzie, gdzie się nie spojrzy, dzika przyroda. Natura nietknięta przez człowieka. Liczba szlaków turystycznych jest bardzo ograniczona i każdy kto nie posiada pewnego doświadczenia w górołażeniu zapewne nie będzie miał wiele tutaj do zrobienia. Może najwyżej jedno zdjęcie przy Devils Punchbowl Falls i dalej w drogę swoim campervanem. Większość szlaków turystycznych rozpaczyna się w Arthur's Pass Vilige i prowadzi tylko do granicy lasu, dalej trzeba liczyć na wyczucie i własną orientację w terenie.

Kocewiak - Widok z Mt Cassidy

To właśnie jest najpiękniejsze. Zabierasz ze sobą co najpotrzebniejsze i idziesz, gdzie teren pozwala. Przemierzasz wyschnięte koryta rzek lub trawiaste równiny, wędrujesz wąskimi nie raz też i grząskimi ścieżkami wilgotnych lasów, a czasem wychodzisz z lasu żeby schłodzić spieczone stopy w lodowatym górskim strumieniu i uzupełnić płyny. Cytując napotkaną w Betlejemce, tatrzańskim schronisku parę "najgorsze co można zrobić, to się odwodnić". Rozkładasz namiot, gdzie zastanie Cię zmrok, gotujesz fasolę i regenerujesz siły na kolejny pełen wyzwań i niespodzianek dzień.

Tecza w Arthur's Pass widziana z Mt Cassidy
fot. Mohammad Sohrabinia

Powyżej granicy lasu wszystko dookoła się zmienia. Wszelkie troski szarego dnia pozostają gdzieś w dole, skąd szum cywilizacji już nie dociera. Skała w Arthur's Pass jest zupełnie inna niż znana nam z Tatr, czy innych gór Europy. Ta część Alp Południowych jest stosunkowo młoda i zbudowana jest z szarogłazu (ang. greywacke), odmiany piaskowca. Skały te szybko się wypiętrzyły w procesach górotwórczych i jeszcze szybciej erodowały. Dlatego właśnie skała jest krucha i znacznie utrudnia wspinaczkę oraz działanie w terenie.

Lukasz Kocewiak - Zuzyte buty
Wysłużone buty po 14 dniach chodzenia w górach.

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie warto zabierać na górołażenie w Arthur's Pass swoich najlepszych butów. Sam kupiłem na tą okazję rzekomo najlepsze buty w popularnym na Nowej Zelandii sklepie outdoorowym Kathmandu. Po czternastu dniach ciągłego chodzenia wyglądały jak postrzępiona szmata. Wszystko pewnie przez te małe, ostre kamyki (ang. scree), których jest pełno wszędzie. Najbardziej popularnym zejściem z grani do doliny jest właśnie zjazd żlebem na sypkich kamieniach, tak samo sprawa się ma z podejściami. Do tego jeszcze przeprawy przed strumienie oraz mokradła i but nadaje się do wyrzucenia.

Lukasz Kocewiak - Widok z Kahutea Col

Wędrując po górach, dolinach, wzdłuż potoków w Arthur's Pass co i raz napotykamy różne elementy typowej rzeźby lodowcowej. Poza tym nie trudno jest napotkać łatwo dostępne górskie lodowce, których jest pełno już na wysokości już 2ooo metrów. Dla amatorów wędrówki i wspinaczki lodowcowej jest to nie lada gratka, ponieważ do najbliższego lodowca można się dostać już po kilku godzinach chodzenia. Z drugiej strony wybierając się w wyższe partie gór nawet i latem trzeba mieć ze sobą sprzęt do turystyki zimowej.

Lukasz Kocewiak - Temple Basin
fot. Mohammad Sohrabinia

Mieszkając przez trzy miesiące w Christchurch spotkałem wielu turystów, których harmonogram był napięty jak atmosfera między mną i Patrycją, kiedy okazuje się, że w sobotę rano śniadanie samo do łóżka się nie przyniesie. Rzeczą niemożliwą jest poczuć wszystkie odwiedzone miejca, kiedy palnuje się zwiedzić całe dwie wyspy w dwa tygodnie. Ja nawet nie zamierzałem podjąć się tego będąc tam przez kilka miesięcy. W każdym napotkanym miejscu spędzaliśmy kilka dłuższych chwil, żeby nie tylko zobaczyć, zrobić kilka zdjęć i odhaczyć na liście, ale poczuć i zapamiętać, żeby zostawić cząstkę siebie oraz zabrać coś z tamtych miejsc ze sobą.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz