Na koniec sezonu letniego w Tatrach zawsze znajdzie się kilka słonecznych dni bez kapryśnej pogody. Czasem uda się wstrzelić i należycie zakończyć sezon. U schyłku lata pierwszy śnieg w wyższych partiach gór nie jest zaskoczeniem. Także coraz częstsze opady deszczu mogą pokrzyżować plany. Pomimo iż w tym roku śnieg pojawił się dość wcześnie i jakiekolwiek wspinanie na lekko było pod wielkim znakiem zapytania, postanowiłem zaryzykować i zakupiłem bilet z dużym wyprzedzeniem.
Jeszcze na kilka dni przed wyjazdem śnieg zalegał w załomach skalnych. Na szczęście słoneczko przygrzewało kilka ładnych dni i południowa ekspozycja powinna się nadać do wspinania. Jednym z oczywistych wyborów w Tatrach w takich warunkach jest Zamarła Turnia. W odróżnieniu od wielu formacji w Tatrach południowa ściana Zamarłej Turni jest prawie że pionowa z licznymi okapami. Można znaleźć tutaj drogi wspinaczkowe o różnym stopniu trudności. Warto jednak wspomnieć, że pewne doświadczenie w Tatrach jest potrzebne.
Nocleg w "Piątce" wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów od czasów przedwojennych z pokolenia na pokolenie jest zarządzane przez rodzinę Krzeptowskich. Znane jest z przyjaznej atmosfery i domowej gościnności oraz przepysznej szarlotki. Ze schroniska pod ścianę jest tylko trochę ponad godzinę bez większych deniwelacji. Dlatego nie jest zaskoczeniem, że czasem może być całkiem tłoczno. Drogi są dość krótkie i liczą sobie orientacyjnie od 2 do 5 wyciągów.