Decydujemy się pozostać dwie noce w jedynce. Szczyt wydaje się stąd tak blisko, wystarczy wejść na krechę. Jednakże po dojściu do High Camp 2 wiem, że wejście zajmie trochę dłużej. W jedynce czas głównie mija na bumelowaniu i regeneracji. Da się zauważyć, że coraz więcej niepokornych ludzi chcących poklepać Lenina po łysinie pojawia się w obozie. Sezon dopiero się zaczyna.
Nie ma co tu ukrywać, obniżenie wysokości znacznie poprawiło moje samopoczucie. Wreszcie wszystkie procesy myślowe i fizjologiczne zaczynają poprawnie funkcjonować. Czuję, że odpoczywam, że się regeneruję. Znajduję czas i chęci nawet na prowizoryczną toaletę, jednakże z czasem da się zauważyć, że namiot i wszystkie w nim rzeczy z upływem czasu przechodzą pewną przemianę. W pewien niewytłumaczalny sposób zaczynają żyć własnym życiem jednocześnie wydając przy tym specyficzny i z początku dość dokuczliwy dla nosa zapach. Tak samo jak do wysokości i do tego idzie się powoli przyzwyczaić.
|
I oto jesteś z powrotem na stałym gruncie, jeżeli tę kupę kamieni ze wszystkich stron smaganą i formowaną przez rozlegle jęzory lodowcowe można tak nazwać. |