Ciekawość poznawania świata gna nas w przeróżne jego zakamarki. A tymczasem wystarczy tylko zmienić perspektywę, aby poczuć ten dreszczyk emocji, aby poczuć odmianę i dosłownie oderwać się od rzeczywistości - od Ziemi. I wcale nie trzeba wyjeżdżać daleko, bo tylko na Bemowo.
Tyle zielonej przestrzeni wokół płyty lotniska na Babicach - idealnie na karkołomne galopady. Kiedy głośno dzielę się tą myślą kolega lotnik ucina krótko, że e tam, bo dziur by zaraz kopyta narobiły. Patrzymy na start szybowców - jeden po drugim wznoszą się błyskawicznie na stalowej linie, a potem uwolnione jak zerwane latawce majestatycznie krążą nad Warszawą.
Naszą czwórkę do nieba wzwyż zabierze Cessna Skyhawk. Wytoczona z hangaru przechodzi rutynową "inspekcję" pilota. Spoglądamy nieufnie to na osnute chmurami Śródmieście, to na kolegę, który w skupieniu porusza sterami. Szybki "boarding" tym razem bez kontroli bagażu. Kolega pilot rozgrzewa silnik i mamrocze magiczne formuły do wieży. W pamięci przelatuje mi telekomunikacyjny alfabet. Sierra papa... i zaraz polecimy.
Nagle całe to siermiężnie zbudowane miasto, zakorkowane ulice, domy, domki i blokowiska zamieniają się w niewinną makietę. Na zachodzie słońce rozlewa się pomarańczową plamą, a na południu sina zasłona deszczu, w którą kolega pilot prowadzi maszynę. Z nosami przyklejonymi do szyby zafascynowani rozpoznajemy znane nam punkty na tej tymczasowej makiecie, która po lądowaniu znowu nas troszkę przytłoczy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz