Kartka z Podróży - bo świat jest piękny.

7 września 2014

Ludzie gór w obiektywie

To już nieco ponad miesiąc, kiedy postawiłem swoją nogę na Piku Lenina. Podczas wyprawy zrozumiałem, że ten wyjazd to nie tylko wycieczka na jeden z łatwiejszych siedmiotysięczników na świecie, ale również walka ze swoimi słabościami i proces poznawania człowieka w jego naturalnym, pierwotnym jestestwie. To tutaj spotkałem wielu ludzi, ludzi gór, których łączyła wspólna pasja. Zarazem jednakże każdy był jakże odmienny, jakże szczególny z bagażem pełnym doświadczeń, że zapewne pokaźnych rozmiarów książka by nie pomieściła ich opowieści.

Słońce już jest wysoko nad horyzontem. Nareszcie robi się powoli ciepło. Ostatnie spojrzenie na obóz trzeci i dalej w drogę na szczyt.

Tutaj tylko opiszę sytuację, w jakiej fotografia powstała, a wszelką interpretację i niedopowiedzianą historię pozostawię czytelnikowi.

Wysoko w górach promieniowanie ultrafioletowe jest szczególnie doskwierające. Dodatkowo warto wspomnieć, że bieluśki lodowiec i pokryte śniegiem stoki gór działają niczym śmiercionośna soczewka, która może spalić nieroztropnych śmiałków. Tutaj młody alpinista wykorzystał pomysł zasugerowany przez swoją babcię i stworzył barierę ochronną na twarzy nie do przebicia przez intensywne promienie słoneczne.

A tak wygląda zadowolony górołaz, który pomimo wysokości, zmęczenia i doskwierającego słońca potrafi rozjaśnić swoje oblicze i uśmiechnąć się. Lepiej za szeroko się jednak nie uśmiechać, bo spieczona słońcem skóra wokół ust jest szczególnie podatna na pęknięcia. Na dużej wysokości rozharatane wargi już nie tak łatwo się regenerują.

Obóz pierwszy idealnie się nadaje do aklimatyzacji. Będąc tutaj kilka dni można poznać naprawdę wiele różnych ludzi i aż do późnego wieczora prowadzić długie dysputy o istocie tego świata. Ten oto promieniejący alpinista był już na szczycie trzy razy. To czwarte wejście będzie traktować jako dobrą aklimatyzację przed bardziej wymagającymi szczytami w Kirgizji.

Nie wszyscy przyszli tutaj zdobywać szczyt. Dla dużej grupy jest to miejsce dobrze płatnej pracy sezonowej. Ten Kirgiz prawie każdego dnia wnosi pokaźnych rozmiarów bagaż aż do samej trójki mieszczącej się na 6100m n.p.m. Podczas kiedy my opatuleni po samą szyję prawie że wypluwamy płuca idąc z naszymi tobołkami, ten człowiek w spodenkach wydaje się z dużą lekkością pokonuje znaczne przewyższenia.

Okulary spawalnicze wręcz idealnie chronią przed słońcem. Ten przewodnik już nie jeden raz postawił swoją stopę na Piku Lenina właśnie w tych okularach. Muszę przyznać, że podczas ataku szczytowego nawiązała się szczególna więź, ponieważ bezinteresownie pomógł nam bezpiecznie powrócić na nocleg. Jest coś takiego, że zupełnie obcy sobie ludzie w górach w chwili słabości lub niebezpieczeństwa są w stanie z poświęceniem podać pomocną dłoń.

Tak samo jak i przewodnik w górach równie ważny jest lekarz. Ten chłodzi się grudką zlepionego śniegu po wyczerpującym dniu ataku szczytowego. Na chwilę przystajemy wszyscy na przełęczy tuż przed obozem trzecim. Do noclegu dzieli nas już tylko około godzina marszu, więc mamy odrobinę czasu na wspólną sesję zdjęciową. Gdyby nie jego zastrzyk z Deksy w prawy poślad Kuby, zejście ze szczytu byłoby dla nas pod wielkim znakiem zapytania.

Wymęczeni jak samiec nornicy w okresie godowym siedzimy w namiocie gdzieś na 5650m n.p.m. między obozem drugim i trzecim. Wtedy podchodzi do nas ten Ukrainiec i częstuje cukierkiem. W takim momencie nawet taka drobna życzliwość jest szczególnie doceniana a słodki smak cukierka jest niezapomnianym doznaniem gdzieś na pograniczu euforii i ekstazy.

A tak wygląda zadowolony człowiek, kiedy wreszcie dotarło do niego, że zdobył szczyt. Oprócz ciężkiego plecaka zabiera ze sobą do domu także bagaż nowych doświadczeń. Z pewnością wiele rzeczy od teraz będzie wyglądać inaczej. Góry uczą pokory i cieszyć się tego co mamy.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz