[scroll down for English or click here]
Wyobraź sobie miejsce, gdzie nieprzeniknione piękno natury potęguje przemijalność i słabość człowieka. Miejsce, gdzie człowiek jest w stanie poznać i zwalczyć swoje słabości. Gdzie wszelkie problemy doczesne tego świata wydają się błahe i odległe. Mnie się udało znaleźć takie miejsce.
Uszba jest jednym z najbardziej majestatycznych szczytów w Kaukazie. Znajduje się na granicy między Gruzją i Rosją. Na Uszbę składają się dwa szczyty (Północna Uszba i Południowa Uszba) oddzielone głęboką przełęczą. Wielokrotnie jest porównywana do Matterhornu ze względu na sylwetkę, trudną dostępność i dostojne górowanie wśród okolicznych szczytów. Najłatwiejsza podejście jest drogą mikstową wycenioną na rosyjskie 4A i prowadzi na północny wierzchołek. Tędy właśnie postanowiliśmy atakować szczyt latem.
Istnieje możliwość podejścia pod szczyt zarówno od strony rosyjskiej jak i gruzińskiej. My wybraliśmy stronę gruzińską, ponieważ dużo łatwiej jest o pozwolenie na poruszanie się w terenie przygranicznym, nie ma żadnych problemów wizowych, w Północnym Kaukazie w rejonach Elbrusu nie trudno jest o zamieszki, lodowiec prowadzący na nocleg tuż przed atakiem szczytowym jest o łagodniejszym nachyleniu.
W przewodnikach i na portalach poświęconych tematyce jest napisane, że zdobycie szczytu może zając 3-5 dni w zależności o warunków pogodowych, stanie lodowca oraz predyspozycji grupy. Górę zdobywa się w stylu alpejskim. Po drodze nie ma zorganizowanych miejsc noclegowych oraz nie ma możliwości uzupełnienia zapasów, dlatego cały ekwipunek i prowiant niesiemy ze sobą. Olbrzymi wysiłek związany z noszeniem ciężkich plecaków zwiększa ryzyko wyniszczenia organizmu i choroby wysokościowej.
Miejsc noclegowych na trasie jest bardzo dużo i praktycznie do około 3800 metrów w lecie możemy liczyć na dostęp do wody. Poniżej pokazuję wycinek mapy 1:50000 (Elbrus - Upper Baksan Valley Mag & Guide), którą warto nabyć przed wyjazdem. Na mapie zaznaczona jest trasa naszego podejścia jak i dodatkowo możliwe miejsca na nocleg. Dodatkowo zaznaczyłem miejsce gdzie zadecydowaliśmy o odwrocie ze względu na załamanie pogody oraz orientacyjne położenie resztek obozu ekipy z Czechosłowacji.
O tym jak się dostaliśmy z Tbilisi do Mazeri pisałem już w wcześniej (Marszrutką przez Swanetię, W kraju Świętego Jerzego). Warto jednak pamiętać, że takowa podróż zajmuje trochę czasu. Prawie wypoczęci i lekko obtłuczeni po uciążliwej podróży marszrutką przez Gruzję postanowiliśmy nie zatrzymywać się na dłużej w Mazeri, tylko od razu wyruszyć w góry.
W małej miejscowości Beczo (tuż przed mostem) jest posterunek straży pogranicza. W tym miejscu należy się zameldować, jeżeli planujemy działać w terenie przygranicznym. Otrzymanie przepustki, przynajmniej dla Polaków, jest formalnością. Praktycznie wszystkie wyprawy w okolice Uszbiańskiego Plateau wymagają zezwolenia. Jeden ze strażników z kałasznikowem na ramieniu życzliwie wytłumaczył mi, gdzie mogę się zaopatrzyć w prowiant w okolicy. Był bardzo przekonywujący, więc nie mogłem odmówić. Przesympatyczna gospodyni Дшенари Квициани użyczyła nam wszelakiej maści frykasów na kolację i śniadanie. Udostępnia też nocleg dla turystów za niewygórowaną cenę. Polecam, jeżeli ktoś chce się zatrzymać na dzień lub dwa w Beczo.
Pierwszy biwak rozbiliśmy tuż za Mazeri przy jednym ze spotkanych na drodze potoków. W tym miejscu wszystkiego mieliśmy pod dostatkiem (tj. siły, prowiantu, wody i ognia). Następnego dnia w planie było wyjście poza granicę piętra roślinności. Dlatego nawet przez chwilę nie zawahaliśmy się rozpalić ogniska.
Zanim jednak przyjdzie nam się rozkoszować ciszą i pustką na lodowcu należy w pierwszej kolejności wgramolić się z tobołkami na znaczny próg skalny oraz masywną morenę czołową. Do samego lodowca prowadzi szlak, więc nie ma najmniejszego problemu z nawigacją w terenie. W zależności od poziomu wody w strumieniach niekiedy może się udać dotrzeć suchą stopą do lodowca. Jeżeli jednak pada, a zazwyczaj tak jest, samo podejście może być mozolne i uciążliwe.
Za tym mostem znajduje się ostatni przyczółek ludzki. Tutaj strażnicy mają wartę po dwa dni bez przerwy. Na pewno spytają się o przepustkę z Beczo. Warto czasem zatrzymać się na dłuższą chwilę i porozmawiać, ponieważ to bardzo życzliwi ludzie, a i czasem może skapnie kropelka życiodajnego trunku jakim jest cza-cza. Przed wejściem na próg skalny przyjdzie nam jeszcze podziwiać wodospad, który majestatycznie się prezentuje po wyjściu z lasu.
Na samym progu skalnym jest kilka idealnych miejsc na biwak, jednak polecam tego dnia pomaszerować jeszcze odrobinę w górę. Będąc wypoczętym znacznie łatwiej jest znieść trud związany z ciężkim plecakiem, dlatego na początku chcieliśmy jak najdalej iść do drugiego noclegu wiedząc, że każdy następny dzień będzie coraz to trudniejszy. Plecak tak doskwierał, że odliczałem, ile to gramów jest mniej jedzenia w plecaku i z największą chęcią przychodziło mi dzielić się swoim jedzeniem.
Długość podejścia między drugim i trzecim noclegiem zależy od warunków, jakie panują na lodowcu. Najczęściej w lipcu warunki są najbardziej sprzyjające. Nie jest już wtedy tak dużo śniegu jak w czerwcu oraz lodowiec nie jest jeszcze tak spękany jak w sierpniu. Oczywiście wszystko może wyglądać o drobinę inaczej z roku na rok. My wybraliśmy pierwszą połowę lipca, jednak było to tuż po świeżych opadach śniegu, co zwiększyło ryzyko (świeżo przykryte szczeliny lodowcowe oraz występowanie zagrożenia lawinowego). Na zdjęciu poniżej łatwo zauważyć, jak bardzo może się różnić lodowiec w niewielkim odstępie czasu. Nawet z dnia na dzień nie trudno jest zauważyć różnice. Po drugim noclegu postanowiliśmy zostawić jeden plecak pod kamieniem i jakie było nasze zdziwienie, gdy po kilku dniach plecak ten był przygnieciony przez tenże kamień.
Do asekuracji na lodowcu z powodzeniem wystarczy szabla śnieżna i śruby do lodu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Na wypadek złych warunków w środkowej części lodowca i problemów przy podejściu można obejść część lodowca z orograficznie prawej strony mijając małą turniczkę. To miejsce zaznaczone jest niebieskim namiotem na mapie, gdyż jest też idealnym położeniem na biwak na wypadek dupówy lub utraty sił. Odcinek od miejsca gdzie lodowiec zakręca do samego Uszbiańskiego Plateau jest najtrudniejszy i kluczowy. Nachylenie jest mniejsze niż od strony rosyjskiej, jednakowoż stopień trudności może być znaczący w zależności od pory roku oraz ilości śniegu.
Pomimo, iż lodowiec nie sprawiał większych trudności, na Uszbiańskie Plateau doszliśmy niemiłosiernie wymęczeni. Co pięć kroków chwila na wytchnienie. Nie było mowy, żebyśmy tego dnia doszli na Uszbiańską Poduszkę (Подушкa, Ushba Pillow). Należałoby wejść na Bolster (pokaźnych rozmiarów serak), a to jest już wyzwaniem samym w sobie. Na Plateau rozbiliśmy nasze trzecie obozowisko. Okolice były przecudne, cisza i spokój uderzały zewsząd.
Po wyczerpującym dniu podejścia z bambetlami na 4000 metrów choroba wysokościowa dała się we znaki. Nie byliśmy do końca pewni, czy uda nam się przez noc zaadoptować. Wiedzieliśmy też, że jeszcze tylko jeden dzień pogody przed nami. Pamiętam, że w nocy miałem straszny katar i z trudnościami oddychałem tylko jedną dziurką. Tak sobie myślałem, że nie dość, że nie ma tlenu w powietrzu to jeszcze nawet tych śladowych ilości nie jestem w stanie dobrze przyswoić. Rano już nie było tak źle i nawet miałem solidny apatyt.
Pogoda zapowiadała się wspaniała i nić nie zwiastowało jakiegokolwiek załamania. Wyruszyliśmy na lekko. Zabraliśmy tyko najpotrzebniejsze rzeczy, a może i to było za dużo. Było całkiem sporo śniegu, dlatego podejście było dość uciążliwie. Małymi kroczkami, ale posuwaliśmy się do przodu.
Przy podejściu na Bolster mój partner nie omieszkał zrzucić na mnie deskę. Lawina była na tyle mała, że wbiłem się dziabą w zmarznięty pod spodem śnieg a cała świeża warstwa zjechała mi po plecach. Po kilku metrach dało się wyhamować, ale po tym incydencie załączyła mi się faza na schodzące lawiny. Najbardziej strome miejsce było jeszcze przed nami.
W połowie drogi między skałami Nastenki i granią czuć było, że pogoda się zmienia. Byliśmy już tak blisko, więc postanowiliśmy iść jak najdłużej się da. Na wszelki wypadek przygotowaliśmy zawczasu stanowisko zjazdowe tuż nad skałami Nastienki. Warto pamiętać, że tam gdzieś pod śniegiem są ładne skały owinięte taśmami do zjazdu. Na wszelki wypadek zostawiliśmy też jedną naszą. Nie minęło pół godziny, kiedy chmury burzowe przyszły nad masyw Uszby. Zrobiło się mleko, od czasu do czasu było słychać pomruki niespokojnego nieba i zaczynał padać śnieżek. Nie było na co czekać. Odwrót i to w ekspresowym tempie. Początkowo byłem zły, że tak niewiele zabrakło, ale zmieniająca się pogoda szybko zmieniła moje nastawienie i teraz myślałem o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w namiocie.
Pomimo, iż pogoda się zmieniała chcieliśmy jeszcze te pół godziny podejść, żeby chociaż zobaczyć grań Uszby. Na samej górze nie było wiele widać, ale szczytu na wyciągnięcie ręki nie sposób było przeoczyć. Nie tym razem. Podczas naszego podejścia nawet w skałach zawsze znalazłoby się miejsce, żeby wkręcić śrubę. Warto ze sobą zabrać szable śnieżne oraz śruby tak jak w przypadku lodowca. Takowa asekuracja na pewno zwiększy komfort przy podchodzeniu.
Takiego szybkiego wycofu to jeszcze nie uświadczyłem. Gdyby nie możliwość zjazdu sponad skał Nastienki, to chyba byśmy tam zostali. Wszystko było skute lodem i przykryte niewygodną warstwą świeżego śniegu. Przy podejściu trzeba było zachować ostrożność, a zejście w śnieżycę z piorunami nad głową było nie do wyobrażenia. Na szczęście 50 metrów liny w spokojności wystarczy, żeby zjechać najtrudniejszy odcinek. Pamiętam, że w niektórych miejscach przy podejściu lód był bardzo twardy. Trzeba było ze cztery razy zabić, żeby dziaba dobrze siadła. Dobrze zaostrzone raki i dziaby pewnie trochę pomogą.
Podczas podejścia w stromym zmarzniętym śniegu nie raz przez głowę przeszła mi myśl, czy to oby na pewno wytrzyma. Kiedy schodziłem jedyna myśl, to żeby jak najszybciej na dół i jak najdalej stąd. Do tego wszystkiego zmrożone kulki śniegu waliły z góry nieprzerwanie i z dużym nasileniem. Cały śnieg, który spadał na stromym podejściu pod skałami Nastienki sypał mi się za kołnierz, kaptur, okulary. Wszystko się szybko działo, przynajmniej tak to odbierałem.
Kiedy wchodziliśmy na Uszbiańską Poduszkę, największe trudności podczas odwrotu były już za nami. Powiedziałem wtedy, że większej jeszcze dupówy to nie widziałem. I w tym momencie prawie że na wysokości naszych głów przeskoczyło wyładowanie między chmurami. Byliśmy wtedy na Poduszce, która jest otwartym terenem na wysokości około 4200 metrów. Byliśmy po środku burzy. Zacząłem szybko przebierać nogami. Po chwili usłyszałem syczenie i świst dochodzący zewsząd. To ładunek elektrostatyczny na powierzchni mojego kaptura. Zdjąłem kaptur i zacząłem jeszcze szybciej przebierać nogami. I znowu ten sam trzask, tym razem na moim kasku. Kasku już nie zdejmowałem. Byłem już na skraju Poduszki i szybko zjechałem po stoku. Napięcie dosłownie i w przenośni zostało rozładowane. Takie trzaski, którym też towarzyszą efekty świetlne, świadczą o dużej różnicy potencjałów między ziemią a warstwą chmur. Ich duża intensywność jest ostrzeżeniem, że gdzieś w pobliżu może uderzyć piorun.
Wymęczeni dotarliśmy do drugiego obozu. Postanowiliśmy jednak zwinąć biwak i szybko zejść po jeszcze widocznych śladach, które powoli znikały pod świeżą warstwą puchu. Tak nam to sprawnie poszło, że po dwóch godzinach byliśmy już przy pierwszym obozie. Podczas dupówy tak nas zmotywowało, że w niecałe 4 godziny zeszliśmy dystans, który mozolnie pokonywaliśmy przez ostatnie dwa dni.
Nie wszystkim udaje się zdobyć szczyt. Im bardziej wymagające jest podejście, tym mniej wypraw kończy się sukcesem. Jednocześnie góra wymaga większego przygotowania i wysiłku co zwiększa oczywiście radość po udanej próbie. Zrozumiałym jest, że wraz ze wzrostem trudności zwiększa się także niebezpieczeństwo. Nie każdy musi wrócić bezpiecznie do domu. Drugiego dnia po środku lodowca znaleźliśmy stary obóz czechosłowackiej wyprawy sprzed około 30 lat. Nie spodziewaliśmy się, że oprócz roztrzaskanego przez lodowiec aparatu, który znaleźliśmy kilkaset metrów od drugiego noclegu, znajdziemy także obozowisko, szpej i szczątki dwóch wspinaczy.
Jeżeli ktokolwiek słyszał coś o zakończonej tragicznie wyprawie sprzed wielu lat w rejonie Uszby, proszę o kontakt. Być może pozwoli to zidentyfikować wspinaczy i skontaktować się z ich rodzinami. Wnioskując po rzeczach, które można znaleźć na odcinku kilkuset metrów, do wypadku doszło w latach 80-tych.
Na zakończenie proszę pamiętać, że podane tutaj informacje mają tylko charakter poglądowy i nie mogą stanowić podstawy do planowania wyprawy. Działalność górska w Kaukazie jest niebezpieczna i może doprowadzić do uszczerbku na zdrowiu lub nawet śmierci. Konieczne jest doświadczenie, które pozwoli na bezpieczne działanie na znacznych wysokościach w terenie górzystym oraz bezpieczne poruszanie się po lodowcach przy ziemnych warunkach pogodowych.
English
Imagine a place where impenetrable beauty of nature enhances the transience and weakness of human being. The place where one can learn and overcome weaknesses. Where are all the worldly problems of the world seem to be temporal, trivial and distant. I managed to find such a place.
Ushba is one of the most majestic peaks of the Caucasus. It is located on the border between Georgia and Russia. Ushba consists of two peaks (North and South Ushba) separated by a deep col. Many times it is compared to the Matterhorn due to the silhouette, difficult accessibility and dignified predominance of surrounding peaks. The easiest approach is valued by the Russian mixed grade 4A to the north summit. We decided to choose this route to attack the peak during the summer time.
It is possible to approach the summit from both the Russian as well as Georgian side. We chose the Georgian side, because it is much easier to get permission to move close to the border, there are no visa problems, military riots from the Russian side in the areas of Elbrus are possible, despite the Russian side the glacier approach from the Georgian side before the final ascend is with a mild slope.
The guides and web-portals devoted to mountaineering say that the summit can be reached in 3-5 days depending on weather conditions, glacier conditions and group suitability. The most convenient way is to ascend the summit in Alpine style. Along the way, there are no organized places to stay such as hostels and there is no possibility of replenishment, so all equipment and food we bring with us. The huge effort of carrying heavy backpacks increases the risk of debilitating and altitude sickness.
Places to stay and pitch a tent are quire a lot on the way to the summit and practically to about 3,800 meters in the summer we can count on access to drinking water. The map presented above shows in scale 1:50000 (Elbrus - Upper Baksan Valley Mag & Guide) a route selected by us and also possible places to stay are marked. In addition, a place where we decided to retreat because of the bad weather conditions and the approximate location of the camp remains of the team from Czechoslovakia are pointed.
About how we got from Tbilisi to Mazeri I wrote earlier (Marszrutką przez Swanetię, W kraju Świętego Jerzego). It must be remembered that such a trip takes a little time. Nearly rested and slightly bruising after the arduous journey by minibus we decided not to dwell on Mazeri longer, but immediately go to the mountains.
In the small village of Becho (just before the bridge) is a border guard station. At this point you should register if you are planning to operate close to the border. Receiving a pass, at least for the Poles, is a formality. In general all of the expeditions in the vicinity of the Ushba Plateau require authorization. One of the guards with a Kalashnikov on his shoulder kindly explained to me where I can get some meal in the area. He was very convincing, so I could not refuse. Really nice housewife Дшенари Квициани lent us various sorts of delicacies for dinner and breakfast. She also offers accommodation for tourists for a reasonable price. I would recommend that if someone wants to stay for a day or two in Becho.
We pitched the first camp just after Mazeri close to one of many creeks. At this point we had all in abundance (i.e. strength, food, water and fire). On the next day the plan was to go beyond the vegetation level. Therefore, even for a moment we did not hesitate to light a fire.
But before we came to enjoy the silence and emptiness of the glacier we had to struggle with the significant threshold of massive rock and the moraine. There is a marked trail to the glacier, so there is no problem of navigation in the field. Depending on the level of water in the streams in some cases one even may be able to approach the the glacier with dry feet. However, if it rains and usually it does, the same approach can be tedious and cumbersome.
Just after the bridge there is a last human outpost. Here we can meet the border guards and surely they will ask for a pass from Becho. It is time to stop for a moment and talk, because they are very friendly people. Before entering the threshold of the rock we will have to admire the waterfall, which is majestically presented after leaving the forest.
At the very threshold of the rock are several ideal places for camping, but I recommend to march up even a little bit. Being rested is much easier to endure difficulties associated with a heavy backpack, thus at the beginning we wanted to go as far as possible to the second camp, knowing that every next day will be more and more difficult. Backpack was so troubled that I counted how many grams was less food in it with the greatest desire of sharing the food.
Length of approach between the second and third overnight depends on the conditions on the glacier. Frequently in July, the conditions are most favorable. In June the amount of snow could be significant and in August the glacier is extensively cracked. Of course, everything can differ from year to year. We chose the first half of July, but it was just after the fresh snowfall, which increased the risk (freshly covered ice cracks and the presence of avalanche danger). Even from day to day is not difficult to see the differences. After the second camp we decided to leave one backpack under a rock, and what was our surprise when few days later the backpack was crushed by that rock.
Belaying on the glacier can successfully be done with a snow saber and ice screws if necessary. In the middle of the glacier one can pitch a tent just above of a small crag situated orographic on the right. This place is marked with a blue tent on the map, because it is also an ideal location for camping in case of bad weather or infirmity. The final ascend where the glacier turns to the Ushba Plateau is the most difficult and crucial. The slope is less than from the Russian side, however, the degree of difficulty can be significant depending on the time of year and the amount of snow.
Although the glacier did not cause too much difficulty, we came to the Ushba Plateau mercilessly exhausted. Even every five steps a while of rest was needed. There was no way for us to come on that day on the Ushba Pillow (Подушкa). It would require to climb on the Bolster (bulky serac), and it is a challenge of itself. On the Plateau we pitched our third camp. The surroundings were absolutely wonderful, peace and quiet hit from all sides.
After an exhausting day of approach to 4,000 meters the altitude sickness took its toll. We were not quite sure whether we can adapt within one night only. We also knew that there was only one day of good weather ahead. I remember that night I had a terrible runny nose and difficulties in breathing only via one hole. I was thinking that I was not even able to utilize such limited amount of oxygen in the air. In the morning it was gone and even I had a solid apatite.
The weather was going to be great. We packed only the most necessary items and hit the road. There was quite a lot of snow, so the approach was quite oppressive. In small steps, but we proceeded forward. On the way to the Bolster my partner did not hesitate to drop me a small avalanche. Avalanche was so small that I was able to stab my axe in the frozen snow underneath that all the fresh snow layer slide down on my back. I did manage to slow down after few meters, however after that event I started to feel surrounding anxiety of the avalanche. The most steep place was about to come.
Half way between the Nastenko rocks and the ridge one could feel that the weather was changing. We were so close, so we decided to go as long as possible. We also prepared a place to slide down just above the Nastenko rocks. Keep in mind that somewhere under the snow are slings nicely wrapped around rocks. Just in case we also left one more. In less than half an hour the storm clouds came over the Ushba mountain range. Nothing more than white milk, from time to time we could hear murmurs of restless sky and snow began to fall. There was no reason to continue or wait. At first I was angry because we were almost there, but changing weather conditions quickly made up me mind and I was thinking about going down as fast as possible. While our approach even in the rocks there would always be a place for anchors made from screws. Useful things to take are snow sabers and ice screws, similarly as used on the glacier.
I had not experienced such a rapid retreat before. There was no any other way to pass Nastenko rocks than slide down, otherwise we would stuck there. Everything was icy and covered by an uncomfortable fresh layer of snow. The approach via Nestenko rocks had to be careful however going down in the blizzard and lightning over the head was even unthinkable. Fortunately, the 50 meters of rope was absolutely enough to slide down the most difficult part. I remember that in some places during the approach the ice was very hard. I had to hit with the axe even four times to fix it well. Well sharpened crampons and axes will help probably a little.
When we entered the Ushba Pillow, the biggest difficulty during the retreat was over. And at that point, almost at the level of our heads jumped discharge between clouds. We were on the pillow, which is an open area at an altitude of about 4,200 meters. We were in the middle of a thunderstorm. I began to hoof it. After a while, I heard the hissing and whistling coming from everywhere. It was static charge on the surface of my hood. I took off the hood and speed up. And again the same crash, this time on my helmet. I was on the edge of the pillow and quickly went down the slope. Tension literally and figuratively was discharged. These cracks, which also are accompanied by light effects, are premises of large potential difference between the ground and the cloud layer. Their high intensity is warning that somewhere nearby lightning can strike. Exhausted we got to the camp on the Ushba Plateau. We decided to strike camp and quickly descend before still visible footprints would not be completely covered by fresh snow.
Not everyone manages to reach the summit. The approach is more challenging, the less trips succeed. It is understood that higher difficulty also increases risk. Not everyone necessarily gets back home safely. On the second day in the middle of the glacier we found an old Czechoslovak expedition camp of around 30 years. We did not expect that in addition to the camera smashed by a glacier that we found a few hundred meters from the second camp, we would also find the camp, gear and the remains of two climbers.If anyone has heard anything about the expedition ended tragically many years ago in the Ushba area, please contact us. Perhaps this will allow to identify the climbers and contact with their families. Concluding form the found things that are spread on the stretch of several hundred meters, the accident occurred in the 80's.
Please note that the description given here is only to provide an overview and may not serve as a basis for planning. Activity in the Caucasus mountains is dangerous and can lead to injury or even death. It is an experience that will allow safe operation at high altitudes in mountainous terrain with changing weather and glacier conditions.
Wyobraź sobie miejsce, gdzie nieprzeniknione piękno natury potęguje przemijalność i słabość człowieka. Miejsce, gdzie człowiek jest w stanie poznać i zwalczyć swoje słabości. Gdzie wszelkie problemy doczesne tego świata wydają się błahe i odległe. Mnie się udało znaleźć takie miejsce.
Uszba jest jednym z najbardziej majestatycznych szczytów w Kaukazie. Znajduje się na granicy między Gruzją i Rosją. Na Uszbę składają się dwa szczyty (Północna Uszba i Południowa Uszba) oddzielone głęboką przełęczą. Wielokrotnie jest porównywana do Matterhornu ze względu na sylwetkę, trudną dostępność i dostojne górowanie wśród okolicznych szczytów. Najłatwiejsza podejście jest drogą mikstową wycenioną na rosyjskie 4A i prowadzi na północny wierzchołek. Tędy właśnie postanowiliśmy atakować szczyt latem.
Istnieje możliwość podejścia pod szczyt zarówno od strony rosyjskiej jak i gruzińskiej. My wybraliśmy stronę gruzińską, ponieważ dużo łatwiej jest o pozwolenie na poruszanie się w terenie przygranicznym, nie ma żadnych problemów wizowych, w Północnym Kaukazie w rejonach Elbrusu nie trudno jest o zamieszki, lodowiec prowadzący na nocleg tuż przed atakiem szczytowym jest o łagodniejszym nachyleniu.
W przewodnikach i na portalach poświęconych tematyce jest napisane, że zdobycie szczytu może zając 3-5 dni w zależności o warunków pogodowych, stanie lodowca oraz predyspozycji grupy. Górę zdobywa się w stylu alpejskim. Po drodze nie ma zorganizowanych miejsc noclegowych oraz nie ma możliwości uzupełnienia zapasów, dlatego cały ekwipunek i prowiant niesiemy ze sobą. Olbrzymi wysiłek związany z noszeniem ciężkich plecaków zwiększa ryzyko wyniszczenia organizmu i choroby wysokościowej.
Miejsc noclegowych na trasie jest bardzo dużo i praktycznie do około 3800 metrów w lecie możemy liczyć na dostęp do wody. Poniżej pokazuję wycinek mapy 1:50000 (Elbrus - Upper Baksan Valley Mag & Guide), którą warto nabyć przed wyjazdem. Na mapie zaznaczona jest trasa naszego podejścia jak i dodatkowo możliwe miejsca na nocleg. Dodatkowo zaznaczyłem miejsce gdzie zadecydowaliśmy o odwrocie ze względu na załamanie pogody oraz orientacyjne położenie resztek obozu ekipy z Czechosłowacji.
Trasa wędrówki z zaznaczonymi miejscami biwakowymi oraz możliwymi miejscami biwakowymi. |
O tym jak się dostaliśmy z Tbilisi do Mazeri pisałem już w wcześniej (Marszrutką przez Swanetię, W kraju Świętego Jerzego). Warto jednak pamiętać, że takowa podróż zajmuje trochę czasu. Prawie wypoczęci i lekko obtłuczeni po uciążliwej podróży marszrutką przez Gruzję postanowiliśmy nie zatrzymywać się na dłużej w Mazeri, tylko od razu wyruszyć w góry.
W małej miejscowości Beczo (tuż przed mostem) jest posterunek straży pogranicza. W tym miejscu należy się zameldować, jeżeli planujemy działać w terenie przygranicznym. Otrzymanie przepustki, przynajmniej dla Polaków, jest formalnością. Praktycznie wszystkie wyprawy w okolice Uszbiańskiego Plateau wymagają zezwolenia. Jeden ze strażników z kałasznikowem na ramieniu życzliwie wytłumaczył mi, gdzie mogę się zaopatrzyć w prowiant w okolicy. Był bardzo przekonywujący, więc nie mogłem odmówić. Przesympatyczna gospodyni Дшенари Квициани użyczyła nam wszelakiej maści frykasów na kolację i śniadanie. Udostępnia też nocleg dla turystów za niewygórowaną cenę. Polecam, jeżeli ktoś chce się zatrzymać na dzień lub dwa w Beczo.
Pierwszy biwak rozbiliśmy tuż za Mazeri przy jednym ze spotkanych na drodze potoków. W tym miejscu wszystkiego mieliśmy pod dostatkiem (tj. siły, prowiantu, wody i ognia). Następnego dnia w planie było wyjście poza granicę piętra roślinności. Dlatego nawet przez chwilę nie zawahaliśmy się rozpalić ogniska.
Pierwszy nocleg tuż za Mazeri. |
Zanim jednak przyjdzie nam się rozkoszować ciszą i pustką na lodowcu należy w pierwszej kolejności wgramolić się z tobołkami na znaczny próg skalny oraz masywną morenę czołową. Do samego lodowca prowadzi szlak, więc nie ma najmniejszego problemu z nawigacją w terenie. W zależności od poziomu wody w strumieniach niekiedy może się udać dotrzeć suchą stopą do lodowca. Jeżeli jednak pada, a zazwyczaj tak jest, samo podejście może być mozolne i uciążliwe.
Ostatni most, pozostałe potoki trzeba już będzie przejść w bród (fot. Jakub Szczerba). |
Za tym mostem znajduje się ostatni przyczółek ludzki. Tutaj strażnicy mają wartę po dwa dni bez przerwy. Na pewno spytają się o przepustkę z Beczo. Warto czasem zatrzymać się na dłuższą chwilę i porozmawiać, ponieważ to bardzo życzliwi ludzie, a i czasem może skapnie kropelka życiodajnego trunku jakim jest cza-cza. Przed wejściem na próg skalny przyjdzie nam jeszcze podziwiać wodospad, który majestatycznie się prezentuje po wyjściu z lasu.
Na samym progu skalnym jest kilka idealnych miejsc na biwak, jednak polecam tego dnia pomaszerować jeszcze odrobinę w górę. Będąc wypoczętym znacznie łatwiej jest znieść trud związany z ciężkim plecakiem, dlatego na początku chcieliśmy jak najdalej iść do drugiego noclegu wiedząc, że każdy następny dzień będzie coraz to trudniejszy. Plecak tak doskwierał, że odliczałem, ile to gramów jest mniej jedzenia w plecaku i z największą chęcią przychodziło mi dzielić się swoim jedzeniem.
Miejsce na drugi nocleg pośrodku lodowca. W oddali widać masyw Uszby (fot. Jakub Szczerba). |
Długość podejścia między drugim i trzecim noclegiem zależy od warunków, jakie panują na lodowcu. Najczęściej w lipcu warunki są najbardziej sprzyjające. Nie jest już wtedy tak dużo śniegu jak w czerwcu oraz lodowiec nie jest jeszcze tak spękany jak w sierpniu. Oczywiście wszystko może wyglądać o drobinę inaczej z roku na rok. My wybraliśmy pierwszą połowę lipca, jednak było to tuż po świeżych opadach śniegu, co zwiększyło ryzyko (świeżo przykryte szczeliny lodowcowe oraz występowanie zagrożenia lawinowego). Na zdjęciu poniżej łatwo zauważyć, jak bardzo może się różnić lodowiec w niewielkim odstępie czasu. Nawet z dnia na dzień nie trudno jest zauważyć różnice. Po drugim noclegu postanowiliśmy zostawić jeden plecak pod kamieniem i jakie było nasze zdziwienie, gdy po kilku dniach plecak ten był przygnieciony przez tenże kamień.
Uszbiański Lodowiec w lipcu 2012. |
Kluczowy odcinek Uszbiańskiego Lodowca w sierpniu 2011. |
Do asekuracji na lodowcu z powodzeniem wystarczy szabla śnieżna i śruby do lodu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Na wypadek złych warunków w środkowej części lodowca i problemów przy podejściu można obejść część lodowca z orograficznie prawej strony mijając małą turniczkę. To miejsce zaznaczone jest niebieskim namiotem na mapie, gdyż jest też idealnym położeniem na biwak na wypadek dupówy lub utraty sił. Odcinek od miejsca gdzie lodowiec zakręca do samego Uszbiańskiego Plateau jest najtrudniejszy i kluczowy. Nachylenie jest mniejsze niż od strony rosyjskiej, jednakowoż stopień trudności może być znaczący w zależności od pory roku oraz ilości śniegu.
Pomimo, iż lodowiec nie sprawiał większych trudności, na Uszbiańskie Plateau doszliśmy niemiłosiernie wymęczeni. Co pięć kroków chwila na wytchnienie. Nie było mowy, żebyśmy tego dnia doszli na Uszbiańską Poduszkę (Подушкa, Ushba Pillow). Należałoby wejść na Bolster (pokaźnych rozmiarów serak), a to jest już wyzwaniem samym w sobie. Na Plateau rozbiliśmy nasze trzecie obozowisko. Okolice były przecudne, cisza i spokój uderzały zewsząd.
Biwak na Uszbiańskim Plateau. Na horyzoncie pokaźny masyw Elbrusa. |
Po wyczerpującym dniu podejścia z bambetlami na 4000 metrów choroba wysokościowa dała się we znaki. Nie byliśmy do końca pewni, czy uda nam się przez noc zaadoptować. Wiedzieliśmy też, że jeszcze tylko jeden dzień pogody przed nami. Pamiętam, że w nocy miałem straszny katar i z trudnościami oddychałem tylko jedną dziurką. Tak sobie myślałem, że nie dość, że nie ma tlenu w powietrzu to jeszcze nawet tych śladowych ilości nie jestem w stanie dobrze przyswoić. Rano już nie było tak źle i nawet miałem solidny apatyt.
Nie ma nic lepszego niż suszona kiełbasa na wysokościach. |
Pogoda zapowiadała się wspaniała i nić nie zwiastowało jakiegokolwiek załamania. Wyruszyliśmy na lekko. Zabraliśmy tyko najpotrzebniejsze rzeczy, a może i to było za dużo. Było całkiem sporo śniegu, dlatego podejście było dość uciążliwie. Małymi kroczkami, ale posuwaliśmy się do przodu.
Przy podejściu na Bolster mój partner nie omieszkał zrzucić na mnie deskę. Lawina była na tyle mała, że wbiłem się dziabą w zmarznięty pod spodem śnieg a cała świeża warstwa zjechała mi po plecach. Po kilku metrach dało się wyhamować, ale po tym incydencie załączyła mi się faza na schodzące lawiny. Najbardziej strome miejsce było jeszcze przed nami.
Kuba napiera. |
Ponad skałami Nastienko wygrzebujemy w śniegu dogodne miejsce do zjazdu na wypadek szybkiego odwrotu. |
Od tego miejsca już nic nas nie może powstrzymać od zdobycia szczytu. |
W połowie drogi między skałami Nastenki i granią czuć było, że pogoda się zmienia. Byliśmy już tak blisko, więc postanowiliśmy iść jak najdłużej się da. Na wszelki wypadek przygotowaliśmy zawczasu stanowisko zjazdowe tuż nad skałami Nastienki. Warto pamiętać, że tam gdzieś pod śniegiem są ładne skały owinięte taśmami do zjazdu. Na wszelki wypadek zostawiliśmy też jedną naszą. Nie minęło pół godziny, kiedy chmury burzowe przyszły nad masyw Uszby. Zrobiło się mleko, od czasu do czasu było słychać pomruki niespokojnego nieba i zaczynał padać śnieżek. Nie było na co czekać. Odwrót i to w ekspresowym tempie. Początkowo byłem zły, że tak niewiele zabrakło, ale zmieniająca się pogoda szybko zmieniła moje nastawienie i teraz myślałem o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w namiocie.
Pomimo, iż pogoda się zmieniała chcieliśmy jeszcze te pół godziny podejść, żeby chociaż zobaczyć grań Uszby. Na samej górze nie było wiele widać, ale szczytu na wyciągnięcie ręki nie sposób było przeoczyć. Nie tym razem. Podczas naszego podejścia nawet w skałach zawsze znalazłoby się miejsce, żeby wkręcić śrubę. Warto ze sobą zabrać szable śnieżne oraz śruby tak jak w przypadku lodowca. Takowa asekuracja na pewno zwiększy komfort przy podchodzeniu.
Koniec dobrej pogody. Doszliśmy szybko do grani po to tylko, żeby zobaczyć mleko i jeszcze szybciej zejść. |
Takiego szybkiego wycofu to jeszcze nie uświadczyłem. Gdyby nie możliwość zjazdu sponad skał Nastienki, to chyba byśmy tam zostali. Wszystko było skute lodem i przykryte niewygodną warstwą świeżego śniegu. Przy podejściu trzeba było zachować ostrożność, a zejście w śnieżycę z piorunami nad głową było nie do wyobrażenia. Na szczęście 50 metrów liny w spokojności wystarczy, żeby zjechać najtrudniejszy odcinek. Pamiętam, że w niektórych miejscach przy podejściu lód był bardzo twardy. Trzeba było ze cztery razy zabić, żeby dziaba dobrze siadła. Dobrze zaostrzone raki i dziaby pewnie trochę pomogą.
Podczas podejścia w stromym zmarzniętym śniegu nie raz przez głowę przeszła mi myśl, czy to oby na pewno wytrzyma. Kiedy schodziłem jedyna myśl, to żeby jak najszybciej na dół i jak najdalej stąd. Do tego wszystkiego zmrożone kulki śniegu waliły z góry nieprzerwanie i z dużym nasileniem. Cały śnieg, który spadał na stromym podejściu pod skałami Nastienki sypał mi się za kołnierz, kaptur, okulary. Wszystko się szybko działo, przynajmniej tak to odbierałem.
Zjazd przez skały Nastienki (скалы Настенко, Nastenko Rocks). |
Kiedy wchodziliśmy na Uszbiańską Poduszkę, największe trudności podczas odwrotu były już za nami. Powiedziałem wtedy, że większej jeszcze dupówy to nie widziałem. I w tym momencie prawie że na wysokości naszych głów przeskoczyło wyładowanie między chmurami. Byliśmy wtedy na Poduszce, która jest otwartym terenem na wysokości około 4200 metrów. Byliśmy po środku burzy. Zacząłem szybko przebierać nogami. Po chwili usłyszałem syczenie i świst dochodzący zewsząd. To ładunek elektrostatyczny na powierzchni mojego kaptura. Zdjąłem kaptur i zacząłem jeszcze szybciej przebierać nogami. I znowu ten sam trzask, tym razem na moim kasku. Kasku już nie zdejmowałem. Byłem już na skraju Poduszki i szybko zjechałem po stoku. Napięcie dosłownie i w przenośni zostało rozładowane. Takie trzaski, którym też towarzyszą efekty świetlne, świadczą o dużej różnicy potencjałów między ziemią a warstwą chmur. Ich duża intensywność jest ostrzeżeniem, że gdzieś w pobliżu może uderzyć piorun.
Na Uszbiańskiej Poduszce pośrodku dupówy. |
Wymęczeni dotarliśmy do drugiego obozu. Postanowiliśmy jednak zwinąć biwak i szybko zejść po jeszcze widocznych śladach, które powoli znikały pod świeżą warstwą puchu. Tak nam to sprawnie poszło, że po dwóch godzinach byliśmy już przy pierwszym obozie. Podczas dupówy tak nas zmotywowało, że w niecałe 4 godziny zeszliśmy dystans, który mozolnie pokonywaliśmy przez ostatnie dwa dni.
Sprawdzenie sprzętu tuż przed zejściem do wioski. |
Nie wszystkim udaje się zdobyć szczyt. Im bardziej wymagające jest podejście, tym mniej wypraw kończy się sukcesem. Jednocześnie góra wymaga większego przygotowania i wysiłku co zwiększa oczywiście radość po udanej próbie. Zrozumiałym jest, że wraz ze wzrostem trudności zwiększa się także niebezpieczeństwo. Nie każdy musi wrócić bezpiecznie do domu. Drugiego dnia po środku lodowca znaleźliśmy stary obóz czechosłowackiej wyprawy sprzed około 30 lat. Nie spodziewaliśmy się, że oprócz roztrzaskanego przez lodowiec aparatu, który znaleźliśmy kilkaset metrów od drugiego noclegu, znajdziemy także obozowisko, szpej i szczątki dwóch wspinaczy.
Jeżeli ktokolwiek słyszał coś o zakończonej tragicznie wyprawie sprzed wielu lat w rejonie Uszby, proszę o kontakt. Być może pozwoli to zidentyfikować wspinaczy i skontaktować się z ich rodzinami. Wnioskując po rzeczach, które można znaleźć na odcinku kilkuset metrów, do wypadku doszło w latach 80-tych.
Na zakończenie proszę pamiętać, że podane tutaj informacje mają tylko charakter poglądowy i nie mogą stanowić podstawy do planowania wyprawy. Działalność górska w Kaukazie jest niebezpieczna i może doprowadzić do uszczerbku na zdrowiu lub nawet śmierci. Konieczne jest doświadczenie, które pozwoli na bezpieczne działanie na znacznych wysokościach w terenie górzystym oraz bezpieczne poruszanie się po lodowcach przy ziemnych warunkach pogodowych.
Pozostałości obozu czechosłowackiego. |
Imagine a place where impenetrable beauty of nature enhances the transience and weakness of human being. The place where one can learn and overcome weaknesses. Where are all the worldly problems of the world seem to be temporal, trivial and distant. I managed to find such a place.
Ushba is one of the most majestic peaks of the Caucasus. It is located on the border between Georgia and Russia. Ushba consists of two peaks (North and South Ushba) separated by a deep col. Many times it is compared to the Matterhorn due to the silhouette, difficult accessibility and dignified predominance of surrounding peaks. The easiest approach is valued by the Russian mixed grade 4A to the north summit. We decided to choose this route to attack the peak during the summer time.
It is possible to approach the summit from both the Russian as well as Georgian side. We chose the Georgian side, because it is much easier to get permission to move close to the border, there are no visa problems, military riots from the Russian side in the areas of Elbrus are possible, despite the Russian side the glacier approach from the Georgian side before the final ascend is with a mild slope.
The guides and web-portals devoted to mountaineering say that the summit can be reached in 3-5 days depending on weather conditions, glacier conditions and group suitability. The most convenient way is to ascend the summit in Alpine style. Along the way, there are no organized places to stay such as hostels and there is no possibility of replenishment, so all equipment and food we bring with us. The huge effort of carrying heavy backpacks increases the risk of debilitating and altitude sickness.
Places to stay and pitch a tent are quire a lot on the way to the summit and practically to about 3,800 meters in the summer we can count on access to drinking water. The map presented above shows in scale 1:50000 (Elbrus - Upper Baksan Valley Mag & Guide) a route selected by us and also possible places to stay are marked. In addition, a place where we decided to retreat because of the bad weather conditions and the approximate location of the camp remains of the team from Czechoslovakia are pointed.
About how we got from Tbilisi to Mazeri I wrote earlier (Marszrutką przez Swanetię, W kraju Świętego Jerzego). It must be remembered that such a trip takes a little time. Nearly rested and slightly bruising after the arduous journey by minibus we decided not to dwell on Mazeri longer, but immediately go to the mountains.
In the small village of Becho (just before the bridge) is a border guard station. At this point you should register if you are planning to operate close to the border. Receiving a pass, at least for the Poles, is a formality. In general all of the expeditions in the vicinity of the Ushba Plateau require authorization. One of the guards with a Kalashnikov on his shoulder kindly explained to me where I can get some meal in the area. He was very convincing, so I could not refuse. Really nice housewife Дшенари Квициани lent us various sorts of delicacies for dinner and breakfast. She also offers accommodation for tourists for a reasonable price. I would recommend that if someone wants to stay for a day or two in Becho.
We pitched the first camp just after Mazeri close to one of many creeks. At this point we had all in abundance (i.e. strength, food, water and fire). On the next day the plan was to go beyond the vegetation level. Therefore, even for a moment we did not hesitate to light a fire.
But before we came to enjoy the silence and emptiness of the glacier we had to struggle with the significant threshold of massive rock and the moraine. There is a marked trail to the glacier, so there is no problem of navigation in the field. Depending on the level of water in the streams in some cases one even may be able to approach the the glacier with dry feet. However, if it rains and usually it does, the same approach can be tedious and cumbersome.
Just after the bridge there is a last human outpost. Here we can meet the border guards and surely they will ask for a pass from Becho. It is time to stop for a moment and talk, because they are very friendly people. Before entering the threshold of the rock we will have to admire the waterfall, which is majestically presented after leaving the forest.
At the very threshold of the rock are several ideal places for camping, but I recommend to march up even a little bit. Being rested is much easier to endure difficulties associated with a heavy backpack, thus at the beginning we wanted to go as far as possible to the second camp, knowing that every next day will be more and more difficult. Backpack was so troubled that I counted how many grams was less food in it with the greatest desire of sharing the food.
Length of approach between the second and third overnight depends on the conditions on the glacier. Frequently in July, the conditions are most favorable. In June the amount of snow could be significant and in August the glacier is extensively cracked. Of course, everything can differ from year to year. We chose the first half of July, but it was just after the fresh snowfall, which increased the risk (freshly covered ice cracks and the presence of avalanche danger). Even from day to day is not difficult to see the differences. After the second camp we decided to leave one backpack under a rock, and what was our surprise when few days later the backpack was crushed by that rock.
Belaying on the glacier can successfully be done with a snow saber and ice screws if necessary. In the middle of the glacier one can pitch a tent just above of a small crag situated orographic on the right. This place is marked with a blue tent on the map, because it is also an ideal location for camping in case of bad weather or infirmity. The final ascend where the glacier turns to the Ushba Plateau is the most difficult and crucial. The slope is less than from the Russian side, however, the degree of difficulty can be significant depending on the time of year and the amount of snow.
Although the glacier did not cause too much difficulty, we came to the Ushba Plateau mercilessly exhausted. Even every five steps a while of rest was needed. There was no way for us to come on that day on the Ushba Pillow (Подушкa). It would require to climb on the Bolster (bulky serac), and it is a challenge of itself. On the Plateau we pitched our third camp. The surroundings were absolutely wonderful, peace and quiet hit from all sides.
After an exhausting day of approach to 4,000 meters the altitude sickness took its toll. We were not quite sure whether we can adapt within one night only. We also knew that there was only one day of good weather ahead. I remember that night I had a terrible runny nose and difficulties in breathing only via one hole. I was thinking that I was not even able to utilize such limited amount of oxygen in the air. In the morning it was gone and even I had a solid apatite.
The weather was going to be great. We packed only the most necessary items and hit the road. There was quite a lot of snow, so the approach was quite oppressive. In small steps, but we proceeded forward. On the way to the Bolster my partner did not hesitate to drop me a small avalanche. Avalanche was so small that I was able to stab my axe in the frozen snow underneath that all the fresh snow layer slide down on my back. I did manage to slow down after few meters, however after that event I started to feel surrounding anxiety of the avalanche. The most steep place was about to come.
Half way between the Nastenko rocks and the ridge one could feel that the weather was changing. We were so close, so we decided to go as long as possible. We also prepared a place to slide down just above the Nastenko rocks. Keep in mind that somewhere under the snow are slings nicely wrapped around rocks. Just in case we also left one more. In less than half an hour the storm clouds came over the Ushba mountain range. Nothing more than white milk, from time to time we could hear murmurs of restless sky and snow began to fall. There was no reason to continue or wait. At first I was angry because we were almost there, but changing weather conditions quickly made up me mind and I was thinking about going down as fast as possible. While our approach even in the rocks there would always be a place for anchors made from screws. Useful things to take are snow sabers and ice screws, similarly as used on the glacier.
I had not experienced such a rapid retreat before. There was no any other way to pass Nastenko rocks than slide down, otherwise we would stuck there. Everything was icy and covered by an uncomfortable fresh layer of snow. The approach via Nestenko rocks had to be careful however going down in the blizzard and lightning over the head was even unthinkable. Fortunately, the 50 meters of rope was absolutely enough to slide down the most difficult part. I remember that in some places during the approach the ice was very hard. I had to hit with the axe even four times to fix it well. Well sharpened crampons and axes will help probably a little.
When we entered the Ushba Pillow, the biggest difficulty during the retreat was over. And at that point, almost at the level of our heads jumped discharge between clouds. We were on the pillow, which is an open area at an altitude of about 4,200 meters. We were in the middle of a thunderstorm. I began to hoof it. After a while, I heard the hissing and whistling coming from everywhere. It was static charge on the surface of my hood. I took off the hood and speed up. And again the same crash, this time on my helmet. I was on the edge of the pillow and quickly went down the slope. Tension literally and figuratively was discharged. These cracks, which also are accompanied by light effects, are premises of large potential difference between the ground and the cloud layer. Their high intensity is warning that somewhere nearby lightning can strike. Exhausted we got to the camp on the Ushba Plateau. We decided to strike camp and quickly descend before still visible footprints would not be completely covered by fresh snow.
Not everyone manages to reach the summit. The approach is more challenging, the less trips succeed. It is understood that higher difficulty also increases risk. Not everyone necessarily gets back home safely. On the second day in the middle of the glacier we found an old Czechoslovak expedition camp of around 30 years. We did not expect that in addition to the camera smashed by a glacier that we found a few hundred meters from the second camp, we would also find the camp, gear and the remains of two climbers.If anyone has heard anything about the expedition ended tragically many years ago in the Ushba area, please contact us. Perhaps this will allow to identify the climbers and contact with their families. Concluding form the found things that are spread on the stretch of several hundred meters, the accident occurred in the 80's.
Please note that the description given here is only to provide an overview and may not serve as a basis for planning. Activity in the Caucasus mountains is dangerous and can lead to injury or even death. It is an experience that will allow safe operation at high altitudes in mountainous terrain with changing weather and glacier conditions.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz